Mistrz Hong Zhitian
w Słupsku – relacja z 30.04.2011r.
„Mistrzostwa nie
zdobędzie, kto wprzódy nie dosięgnie sztuki życia krańców”
Michał Anioł (1475 -
1564)
Słowo...
Wielokrotnie
dyskutowałem ze znajomymi na temat sensu organizowania seminariów z ekspertami
innych stylów niż te, które sami ćwiczymy. Konkluzje zawsze były podobne - nie
za bardzo ma to obecnie sens. Ale w przypadku kontaktu z mistrzami sprawa
wygląda inaczej. Tu wnioski są też dość spójne - od autentycznego mistrza można
sporo „wychwycić”, niezależnie od ćwiczonego stylu.
Kontakt z wysokiej klasy
ekspertem pozwala więcej zauważyć w tym co ćwiczymy na co dzień. Swoje
umiejętności widzimy z nowej, szerszej perspektywy. Powiada się, że mistrz
naucza samą swoją obecnością...
Choć uważam siebie za
„południowca” i czuję się nieco obco w widowiskowych technikach stylów
„Kopnięcia Północy”, to nie wahałem się skorzystać z okazji
i zaprosić do Słupska Hong Zhitiana - urodzonego w 1946r. wybitnego mistrza Gong Fu
(Kung Fu)
stylu Chuojiao Fanzi,
jedynego spadkobiercę linii pekińskiej, wiceprezydenta Pekińskiej Grupy
Naukowej Chuojiao Fanzi,
ucznia słynnego mistrza Wu Binlou.
Shen
(duch)
Hong Zhitian
jest człowiekiem interesującym, ma wyrazistą osobowość. Już przed seminarium
wiedziałem, że mistrz świetnie wyczuwa ćwiczące grupy – potrafi spontanicznie i
trafnie reagować na różne sytuacje. Choć nie słyszałem o profesjonalnych
testach, które potrafią skutecznie mierzyć „iloraz” inteligencji emocjonalnej,
to jestem przekonany – Hong Zhitian mógłby je
układać.
Poprawnie praktykowane
Gong Fu uczy „dostrzegać niewidoczne”. Obcując z mistrzem można było odnieść
wrażenie, iż prześwietla ludzi jak rentgen.
„Duch” starych Chin
podążał za Hongiem jak cień. Nawet w staropolskiej karczmie
„Pod Kluką”, wsłuchując się we frapujące opowieści na
temat tradycyjnego Wu Shu,
czułem się jak w dawnych Chinach... To były niezapomniane chwile, miały swój
czar.
Wu
Gong (umiejętności bojowe)
Dla uczniów
początkujących każda technika stylu Chuojiao Fanzi była absolutną nowością. To zresztą wydaje się
zrozumiałe. Natomiast ludzie lepiej wytrenowani, także asystenci i
instruktorzy, szukali w prezentacjach mistrza podobieństw do tego co sami
ćwiczą na co dzień.
Należy obiektywnie
przyznać – Shen Fa (praca
ciała) w Chuojiao Fanzi
jest trudna. Nawet Hong Zhitian kilkakrotnie to
podkreślał. Dlatego program seminarium zmierzał ku znalezieniu płaszczyzny na,
której „bezkonfliktowo” mogłyby się spotkać koncepcje Chang
Quan i Nan Quan. Myślę, iż to w dużym stopniu się udało.
Pomimo widocznych różnic
stylowych (na sali byli między innymi przedstawiciele Wu
Taiji Quan oraz tak zwanego
Gong Fu Vo) podstawowy materiał techniczny Chuojiao Fanzi nie był nam
zupełnie obcy. Z nieukrywanym zainteresowaniem wysłuchiwałem wyjaśnień mistrza
na temat zakorzeniania się
w postawach czy sposobów emisji siły podczas zadawania uderzeń rękami. Choć pewne zasady z Chuojiao
wydawały się nam bliźniaczo podobne do tych
z Hu Quan czy nawet stylu Wu,
to sposoby ich opisu stanowiły novum.
Pewnym minusem
organizacyjnym była zbyt duża liczba uczestników. Na etapie przygotowań
warsztatów została podjęta decyzja aby do udziału w nich dopuścić wszystkich
chętnych, także osoby nie wytrenowane w sztukach walki. Ta sytuacja, siłą
rzeczy, hamowała nieco mistrza przed wprowadzeniem kombinacji zaawansowanych.
Na tle licznej grupy „ginęły” też z pola widzenia osoby z wieloletnim stażem.
Nei
Gong / Qi Gong (ćwiczenia wewnętrzne)
To było prawdziwe
„szaleństwo”. Ćwiczenia poświęcone pielęgnowaniu zdrowia przyciągnęły tłumy.
Wiek nie miał znaczenia. Obok ludzi bardzo młodych stali emeryci, „dziarsko”
trenowały też osoby niepełnosprawne. Zapał i frekwencja jak w latach 80-tych.
Choć zabrzmi to mało skromnie, Słupszczanie i goście
z zaprzyjaźnionych miast po raz kolejny nie zawiedli. Pokazali rodakom w jakim
kierunku warto się rozwijać. Może dali początek ogólnokrajowej modzie? Byłoby
miło. Do lansowanego obecnie hasła „Moda na Słupsk” dodałbym „i Qi Gong”.
Sympatycy Taiji Quan oraz Qi Gong nie odrywali od mistrza wzroku. Także młodzież
zdawała się być zafascynowana umiejętnościami Hong Zhitiana.
Czy należy się dziwić? Nie. My Europejczycy nie często mamy okazję stanąć
twarzą w twarz autentyczną tradycją świata Nei Jia. Nasz sposób postrzegania
i rozumienia rzeczywistości w konfrontacji z pryncypium starochińskiej
medycyny stanowi doświadczenie poruszające. Nie mam wątpliwości – te dwie drogi
(koncepcje) muszą się jak najczęściej spotykać.
Mistrz pokazał Yangsheng Gong, ćwiczenia spokojne lecz tylko pozornie
łatwe. Aby wykonać je poprawnie oraz odczuć wymierne efekty zdrowotne potrzeba
wielu miesięcy pracy. Hong z pietyzmem poprawiał ćwiczących. Doskonale spisali
się seminaryjni „asystenci” mistrza – Marek Klajda i
Andrzej Konarski. Nie było zmiłuj się. Wszyscy pracowali przez kilka godzin na
pełnych obrotach. Brawo!
Klein Paris (Mały Paryż)
Mistrz Hong Zhitian jest człowiekiem szczerym. Mówi to co myśli lub
milczy. Co do pewnej sprawy nie mam wątpliwości, Słupsk mu się spodobał. I to
nie dlatego, że mamy tu najstarszą czynną windę w Europie, dom wynalazcy
widokówki Heinrich von Stephana, największą na
świecie kolekcję dzieł Witkacego czy nocny dancing w najstarszym słupskim
hotelu (1897r.) – to miasto jest po prostu Małym Paryżem. Obecnie trwają u nas
prace rewitalizacyjne, centrum jest rozkopane. Ale zaprzyjaźniony „przewodnik”
zręcznie omijał wykopy i pokazywał gościom wyłącznie „klejnoty” Słupska.
Dlatego obecnie nie zachęcam zbyt mocno do samodzielnych wypraw turystycznych w
nasze strony. Lepiej będzie poczekać na kolejne warsztaty i zwiedzić gród z nad
rzeki Słupi z „przewodnikiem” Filipem Woźniakiem – uczniem najstarszej w Polsce
sekcji stylu Wu Taiji Quan.
Dariusz Muraszko.